Okoliczności adopcji były wyjątkowe i decyzja także.
Obserwując Leona (byliśmy już razem 4 lata), jego potrzebę kontaktu z innymi psami, doszłam do wniosku, że choćbym była najwspanialszym opiekunem i przewodnikiem, zapewniając mu nie tylko dobrobyt, ale także dobrostan na najwyższym poziomie, nigdy nie będę psem. Nie zaspokoję jego potrzeb w tym względzie. Postanowiłam, że zaadoptuję drugiego psa.
To był czas pandemii, a wraz nią - lockdownu. Wtedy większość pracy zawodowej wykonywałam z domu, co uznałam za dobry moment na drugą adopcję. I znowu dopadła mnie „gorączka poszukiwań”. Ze względu na nieprzyjemne szczegóły tej historii, niektóre z nich pominę.
Przeglądając Internet, natrafiłam na zdjęcie rudej suczki promowanej do adopcji przez pewną fundację. Była smukła, podobnego wzrostu co Leon, o ciekawej urodzie. Wymagane było wypełnienie ankiety przedadopcyjnej – zrobiła to i odesłałam. Początkowo pojawiły się trudności z ustaleniem terminu spotkania, ale po kilku dniach dostałam adres. Miejsce było oddalone 60 km od mojego domu. Pojechałam tam razem z Leonem.
Psa wyciągnięto z garażu na długiej lince, krzycząc na niego. Poszliśmy na pole, gdzie psy spędziły trochę czasu obok siebie - Triss ignorowała Leona, a on trzymał dystans. Okazało się, że suczka ma 2,5 roku, choć wyglądała na starszą. Była nieobecna myślami, zaniedbana. Cóż mogę powiedzieć - to nie był pies moich marzeń. W rzeczywistości nigdy nie chciałam mieć takiego psa. To co zobaczyłam, jej stan i sposób w jaki była traktowana, zasmuciło mnie tak bardzo, że postanowiłam ją uratować. Jeśli ja jej nie wezmę, to ten pies skończy marnie – pomyślałam. Była podobna wzrostem i wiekiem do Leona, ogólnie sprawna fizycznie, nie wykazywała agresji. Zdecydowałam się na adopcję.
Adoptowana z fundacji w kwietniu 2020 roku, jako 2,5 letnia suczka, waga 23 kg. Nikt się nią nie interesował, a podpisanie umowy adopcyjnej wymusiłam na fundacji dopiero po 3 miesiącach.
Stan wyjściowy.
Triss wyglądała jak siedmioletni pies, choć miała zaledwie 2,5 roku. W jej oczach widać było tylko zmęczenie, rezygnację i brak ochoty do życia. Nie miała książeczki zdrowia ani szczepień. Z czasem dowiedziałam się, że jest wysterylizowana, choć nie otrzymałam informacji, gdzie i kiedy to się stało.
Na pysku miała liczne blizny, rany i zakrwawienia. Brakowało jej owłosienia od strony brzucha, cierpiała na pasożyty skórne i miała krwiaki w uszach. Jej uszy były brudne i zainfekowane. Początkowo myślałam, że kropki, które pojawiały się na ścianach i meblach, to brud, ale okazało się, że pochodziły z krwi bryzgającej z jej uszu, gdy nimi trzepała. Po trzech miesiącach dowiedziałam się, że jestem jej czwartym właścicielem. Oddawano ją z powodu silnego lęku separacyjnego i agresji. Była w rękach pseudo-behawiorystów, którzy stosowali wobec niej metody awersyjne oraz przemoc fizyczną i psychiczną.
W domu była niespokojna, czujna i stale biegała. Okazała się psem o silnym popędzie łowieckim. Gdy ktoś zbliżał się do niej zbyt szybko lub stawał obok, kuliła się i wciskała w podłogę. Wskakiwała na wszystko na co można było wskoczyć; parapety, kanapę, stół w jadali a nawet blat kuchenny. Była niezwykle skoczna, co tu dużo mówić, zaskoczyła mnie.
Działania diagnostyczne i leczenie
Chciałam działać szybko więc skorzystałam z porady innego weterynarza, który dokładnie jej nie zbadał i nie obejrzał, zapisał lek, który mnie przyniósł poprawy, co zmarnowało dwa tygodnie. Dopiero mój lekarz prowadzący dokładnie ją zbadał, centymetr po centymetrze i zaproponował odpowiednie leczenie. Najpierw zajęliśmy się uszami – po kilku dniach była znaczna poprawa. Kąpiel w odpowiednim szamponie, szczepienia, maści itd., z każdym dniem jej stan zdrowia się poprawiał. Z czasem odkryliśmy, że ma uszkodzenia stawów – barkowego i kolanowego, prawdopodobnie wynikające z wcześniejszych urazów.
Uwaga: Ważne jest, aby pamiętać, że zachowanie psa jest ściśle związane ze stanem jego zdrowia, jego dolegliwościami. Problemy behawioralne często są wynikiem bólu lub dyskomfortu, a nie cech charakteru. Dlatego kluczowa jest obserwacja psa i współpraca z dobrym weterynarzem.
Triss od początku przejawiała duże problemy behawioralne. Sprawiała wrażenie nieobecnej myślami, słabo reagowała na komunikaty, zajmowała się drapaniem, trzepaniem uszami – wszystkim tym, co wg niej sprawiało jej ulgę. Podrywała się niespodziewanie, goniła wszystko i wszystkich, przeskakiwała przez płot. Na spacerach bardzo ciągnęła, a jest silnym psem, łapała za nogawki, podgryzała kostki rowerzystom i biegaczom. W domu skakała na wszystko. Działo się! Dobrze, że był lockdown. W miarę poprawy jej stanu zdrowia, stawała się spokojniejsza.
Leon - cichy bohater
Ogromny szacunek należy się Leonowi, który to wszystko wytrzymał. Przez kilka miesięcy nie podchodził do niej ani nie nawiązywał bezpośredniego kontaktu. Ona go ignorowała. Starałam się wspierać Leona, okazując mu więcej uwagi, czułości i pochwał. Nie przerwałam też naszych wspólnych treningów.
Pewnego dnia, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, Leon podszedł do Triss i zaprosił do zabawy. Odpowiedziała mu! I to był przełom. Od tego momentu zaczęli się bawić i gonić. Leon swoim spokojem, zachowaniem i osobowością uczył ją życia. Wykonał ogromną pracę i stał się moim pomocnikiem. Dlatego tak ważne jest, aby pierwszy pies posiadał dużo kompetencji i był zrównoważony emocjonalnie.
Proces adaptacji
Skonsultowałam się ze znajomym, omówiłam przypadek Triss i wyciągnęłam z rozmowy wnioski. W pierwszym okresie starałam się nie inicjować kontaktu fizycznego - nie głaskałam jej ani nie narzucałam. Czekałam aż sama podejdzie. Wówczas nagradzałam ją miłym słowem, smaczkiem lub delikatnym dotykiem. Zamiast walczyć z jej zachowaniem, szukałam rozwiązań. Już po kilku dniach ustawiłam na klatce kenelowej materac, tworząc jej miejsce na wysokości, przy oknie. Zbudowałam prowizoryczne schody, aby mogła się tam swobodnie dostawać. Przez pierwsze dni stawiałam krzesła na stole w jadalni, aby uniemożliwić jej wskakiwanie, ale po tygodniu problem sam się rozwiązał. Docelowo mój tata zbudował dla niej drewnianą klatkę, w której wnętrzu znajduje się miejsce do spania, a na górze - kolejny materac. Obecnie Triss raz śpi na dole, raz na górze, ale w ciągu dnia przeważnie przebywa na wysokości.
Zastanowiłam się, jakie umiejętności psa są dla mnie kluczowe na początek. Postawiłam na dwie: komendę „siad” (nie potrafiła nawet tego) oraz naukę pozostawania w samochodzie do momentu wydania komendy zwalniającej. Często wychodziłam tylko z nią na spacery, zaczęłam z nią biegać, potem razem z Leonem. Stopniowo oswajałam ja ze wszystkimi sprzętami, które budziły jej niepokój. Po kilku miesiącach problem z gonieniem i podgryzaniem zniknął, po roku nie zwracała już uwagi na obcych.
Uczyłam ją też innych umiejętności, jak nauki zabawy, puszczania przedmiotu z pyska, po proste sztuczki. Po dwóch latach od adopcji wprowadziłam ją w świat detekcji. Obecnie trenuje nose work, szuka trufli.
Uwaga: Jeśli zabraknie ci pomysłów na rozwiązanie problemów, skonsultuj się z dobrym trenerem i poszerz wiedzę na temat uczenia się zwierząt. Nie walcz z psem, szukaj rozwiązań. Nigdy nie pozwól nikomu krzywdzić twojego psa. Przede wszystkim pracuj nad budowaniem dobrej relacji i zaufania. Zasada małych kroczków i 1 % jest kluczowa. Upływający czas i cierpliwość są twoimi sprzymierzeńcami. Dla przykładu Triss to pies, który potrzebuje podziału nauki na drobne etapy. Przy każdej nowej umiejętności stosuję częste, ale krótkie sesje treningowe i cieszę się wraz z nią z każdego, nawet najmniejszego postępu.
Triss jest bardzo łagodnym psem - nie ma w niej żadnej agresji, ufa ludziom i chętnie pozwala się głaskać. Nie wykazuje również lęku separacyjnego. Jest żywym dowodem na to, że dzięki miłości, cierpliwości i systematycznej pracy początkowo „szalony” pies może stać się oddanym przyjacielem.
Dwa różne psy, dwie różne historie. Każdy z nich wymagał innego podejścia, a proces nauki przebiegał inaczej w przypadku każdego z nich. Częste wyjazdy pomogły im nabrać doświadczenia i ogłady, i to bez specjalnych treningów. Są towarzyskie, nie mają problemów z innymi psami, zachowują się nienagannie w przestrzeniach publicznych.
Mam nadzieję, że opisane historie przybliżyły wam proces adopcji psa. Istnieje wiele szkół i podejść do tej kwestii – to, co opisałam, to moje doświadczenia i podejście, które sprawdziło się w przypadku moich podopiecznych.
Podziel się także swoimi doświadczeniami - chętnie poznam Wasze historie.
Tekst: Agnieszka Borowska
STOWARZYSZENIE LETRI. PSY I MY.
Nasze konto: 70 1090 1346 0000 0001 5109 5941
tytułem: darowizna na cele statutowe
2024 © Stowarzyszenie Letri. Psy i my.
Realizacja: Najszybsza.pl